Zapowiada się kolejny niezły rok na giełdzie i rekordowa liczba debiutów. Są jednak branże, które w tym roku lepiej omijać.
Warszawski parkiet przeżywa kolejny rok hossy, a nic tak nie działa na wyobraźnię jak pnące się w górę indeksy. W porównaniu z profitami, jakie można osiągnąć dzięki giełdzie, inne inwestycje to ubodzy krewni. Nawet fundusze akcyjne nie dają takich dochodów jak parkiet. Kto potrafi ryzykować i nie boi się strat, będzie czuł się na tym rynku jak ryba w wodzie.Kolejny rok hossy
Dobra passa giełdy trwa od 2003 r. Od tej pory parkiet co chwila bije historyczne rekordy. W zeszłym roku indeks największych spółek WIG20 wzrósł o 25 proc. Nie był to wcale najlepszy wynik, bo rok wcześniej indeks skoczył aż o 35 proc. W tym marszu wskaźników bierze udział praktycznie większość giełdowych firm - od małych po średnie i duże. W zeszłym roku właśnie te najmniejsze spółki wzrosły najbardziej, bo średnio aż o 132 proc.
Początek tego roku również zapowiada się dobrze. W styczniu WIG20 wzrósł o 6 proc., a WIG o ponad 8 proc. W lutym przyszło osłabienie i przez kolejne kilka sesji indeksy spadały. Eksperci twierdzą jednak, że to tylko chwilowa przerwa w drodze ku kolejnym szczytom. Takie przesilenia zdarzały się już kilka razy w ciągu pięcioletniej hossy.
Prawdopodobnie będzie tak i tym razem, bo nic nie wskazuje na to, by giełda miała osłabnąć na dłużej. Inwestorów nie zniechęciła nawet awaria na parkiecie, która 13 lutego spowodowała wstrzymanie notowań na trzy godziny. Przed usterką indeksy ostro szły do góry i tak samo było po usunięciu komputerowych zakłóceń.
Analitycy spodziewają się, że w tym roku indeksy nadal będą rosły, choć nie w tak imponującym tempie jak rok czy dwa lata wcześniej. Według prognoz WIG20 powinien skoczyć o 15-20 proc. To niezły wynik.
Mocny region
Przyczyną świetnej kondycji giełdy jest dobra koniunktura naszej gospodarki. Ale nie tylko, bo dla Zachodu, który inwestuje na warszawskim parkiecie grube miliony, Polska jest częścią rynków wschodzących. Fundusze zagraniczne, które kupują akcje naszych spółek, wkładają te kraje do jednego worka - obok państw Azji i Ameryki Łacińskiej mieści się tam również Europa Środkowo-Wschodnia.
Rynki wschodzące mają dobrą markę. Według opublikowanego pod koniec zeszłego roku raportu firmy doradczej Xelion w 2006 r. najwięcej można było zarobić na inwestycjach w spółki z Europy Środkowo-Wschodniej. Klasyfikujący je indeks EM Eastern Europe zwiększył się o 36 proc. Tak dobry wynik to zasługa gospodarek naszego regionu Europy, w których PKB zwiększył się średnio o 6-7 proc. Niekwestionowanym liderem, głównie za sprawą drogich surowców, był rynek moskiewski, ale drugie miejsce przypadło parkietowi warszawskiemu, który wyraźnie wyprzedził budapeszteński oraz praski. Warszawa zawdzięcza mocną pozycję w regionie wysokiej kapitalizacji (150 mld euro) i niezłym obrotom.
Niepewność w USA
Wygląda na to, że również w tym roku kapitał zachodni nie będzie nas omijał. Warszawa, Praga i Budapeszt to dla inwestorów z Nowego Jorku jeden rynek. Jeżeli kupują akcje i waluty u Węgrów czy Czechów, zazwyczaj nie zapominają też o Polsce.
Chyba że tendencja się odwróci. Xelion przypomina, że zła sytuacja na rynkach akcji w krajach rozwijających się determinowana jest przez nastroje inwestorów zagranicznych. Największe obawy budzi obecnie klimat gospodarczy w USA, gdzie widać objawy spowolnienia. Wielkie korporacje systematycznie obniżają prognozy dynamiki wzrostu zysków. Jeśli
gospodarka amerykańska wpadnie w tarapaty, może to spowodować ucieczkę inwestorów z rynków wschodzących i w konsekwencji silne spadki indeksów, a może nawet lawinową wyprzedaż akcji. Analitycy zwracają też uwagę na ryzyko wzrostu stóp procentowych w USA, Unii Europejskiej i Japonii, co może doprowadzić do przeceny surowców. To z pewnością miałoby fatalne skutki dla spółek naftowych z rynków wschodzących - jednych z filarów giełd w naszym regionie Europy.
Spółki do wzięcia
Polska wie już sporo na ten temat, bo nasze firmy paliwowe nie mogą zaliczyć zeszłego roku do udanych. Ich notowania na parkiecie spadły. Nic dziwnego, skoro marże rafinerii są coraz niższe, a zima łagodna, co nie sprzyja wzrostowi cen paliw. Analitycy twierdzą jednak, że akcje koncernów naftowych - PKN Orlen, Grupy Lotos i notowanego na warszawskiej giełdzie węgierskiego MOL - warto kupować. Mimo że paliwa na światowych rynkach tanieją, zmniejsza się różnica między cenami ropy Brent (wydobywanej m.in. z dna Morza Północnego) a rosyjską Ural wykorzystywaną przez polskie rafinerie. Jeszcze rok temu Ural był tańszy od Brent o około 6 dolarów na baryłce, a teraz tylko o około 3 dol. Analitycy uważają, iż akcje firm paliwowych potaniały tak bardzo, że ich ceny są teraz atrakcyjne.
Niewiele branż na giełdzie ma takie perspektywy. Po latach hossy akcje wielu firm mocno poszły w górę i teraz ich cena jest zbyt wysoka. Dlatego punkty zbierają obecnie te spółki, których walory w ostatnim czasie mocno straciły. Z grupy firm WIG20 analitycy polecają inwestycje w Bioton. Biura maklerskie zgodnie twierdzą, że notowania tej biotechnologicznej spółki powinny rosnąć. Ponieważ jej akcje mocno spadły - prawie 40 proc. w ciągu roku - przyszła pora na odrabianie strat. Niezłe opinie zbierają też spółki informatyczne, które mają coraz większe wzięcie. Całkiem możliwe, że to one staną się tegorocznym hitem sezonu.
Debiutanci górą
Nic jednak nie jest w stanie przebić zainteresowania, jakim cieszą się debiutanci giełdowi. Od roku oferty pierwotne to maszynki do robienia pieniędzy. Całkiem możliwe, że tak będzie i w tym roku. Dotychczas wszyscy tegoroczni oferenci sprzedawali akcje podczas pierwszej sesji o wiele drożej, niż wynosiła cena emisyjna. Walory pierwszego debiutanta - spółki dziewiarskiej Mewa - kosztowały na zamknięciu pierwszych notowań 3,98 zł (przy cenie emisyjnej 2,40 zł). Sporo można było zarobić również na akcjach Warimpeksu, który pojawił się na warszawskim parkiecie 20 stycznia: cena emisyjna austriackiej spółki budującej hotele wynosiła 42,83 zł, a na zamknięciu pierwszej sesji kurs wyniósł 56 zł.
Zapowiada się powtórka z ubiegłego roku, kiedy większość debiutów przynosiła wielkie zyski. Inwestorzy kupowali akcje firm wchodzących na rynek bez wahania, nie zaglądając nawet do prospektów emisyjnych. Nie zabrakło rekordów, które przejdą do historii giełdy. Wydarzeniem roku był debiut spółki doradczej Inwest Consulting. Kupując akcje w ofercie publicznej i sprzedając je pod koniec sesji, można było zarobić blisko 500 proc.
Coraz więcej firm
Nic dziwnego, że inwestorzy ustawiali się po akcje debiutantów w długich kolejkach. Takie zyski, jak w przypadku Inwest Consulting, należały do wyjątków, jednak kilkadziesiąt procent można było zarob
ić - zwłaszcza w drugiej połowie roku - bez większego problemu. Na przykład debiut firmy eCard, zajmującej się bezgotówkowymi rozliczeniami transakcji finansowych, przyniósł prawie 90-proc. stopę zwrotu.
Zainteresowanie akcjami jest tak duże, że na giełdę wchodzi coraz więcej firm. Pod tym względem polska giełda znajduje się w czołówce rynków europejskich. Według danych Federacji Europejskich Giełd Papierów Wartościowych (FESE) giełda w Warszawie jest liderem w tej kategorii w Europie Środkowej i jedną z wiodących giełd na Starym Kontynencie. W 2006 r. w Warszawie zadebiutowało w sumie 38 spółek, w tym sześć zagranicznych, podczas gdy na giełdach w Wiedniu, Pradze, Bratysławie, Budapeszcie i Lublanie łącznie zaledwie 18. Biorąc pod uwagę wszystkie europejskie parkiety - członków FESE, czyli w sumie 21 giełd - Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie zajęła w zeszłym roku piąte miejsce pod względem nowych emisji.
Nowy rynek
Ale to dopiero początek szturmu firm na warszawski parkiet. Według prognoz analityków na naszym rynku pojawi się w tym roku aż około 60 nowych spółek. Optymiści twierdzą, że może być ich nawet 90. Biura maklerskie będą miały więc pełne ręce roboty, a inwestorom nie zabraknie okazji do zarobku. Wyjątkowa okazja może pojawić się zwłaszcza pod koniec roku, kiedy w Polsce zacznie działać Nowy Rynek, czyli platforma dla małych i średnich przedsiębiorstw. Nowy Rynek - prowadzony przez Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie - będzie miał status rynku nieregulowanego. Na razie nie wiadomo, ile firm będzie na nim notowanych.
Będzie im łatwiej wejść na parkiet chociażby z tego powodu, że giełda ma zamiar zastosować wobec nich bardziej liberalne wymogi niż w przypadku rynku regulowanego. Dla inwestorów oznacza to, że transakcje na Nowym Rynku będą bardziej ryzykowne, a wahania cen częstsze i bardziej dynamiczne. Ale i okazja do zysków może okazać się dużo większa.
Czego się wystrzegać
Ryzyko to nieodłączny element inwestycji na giełdzie. Analitycy radzą pamiętać o nim szczególnie teraz, gdy po latach hossy ceny wielu firm są wyjątkowo wysokie. Niektóre branże okres świetności mają już za sobą.
Tak może być z notowaniami wielu firm budowlanych. W ubiegłym roku były one hitem. Subindeks sektorowy WIG Budownictwo wzrósł aż o prawie 150 proc. Trudno przypuszczać, by podobny wynik powtórzył się w tym roku, choć cała branża ma nadal przed sobą świetne perspektywy. Jednak wyniki finansowe sektora to jedno, a notowania na giełdzie to drugie. Wygląda na to, że znakomitą przyszłość budownictwa inwestorzy uwzględnili już w cenach akcji, które po prostu są drogie.
Z podobnych względów lepiej omijać banki. Ceny ich akcji są już wysokie. Analitycy radzą też podchodzić z dużą ostrożnością do inwestycji w sektor spożywczy, który w ubiegłym roku przynosił spore zyski. To branża z punktu widzenia inwestycji defensywna, trudno więc spodziewać się po niej powtórzenia dobrych wyników. Eksperci nie wróżą też świetnej przyszłości spółkom telekomunikacyjnym. Konkurencja na rynku jest coraz ostrzejsza, więc o dobre wyniki finansowe będzie trudno. Firmy telekomunikacyjne wziął pod lupę Urząd Komunikacji Elektronicznej, który na spółki niegrające fair nakłada surowe kary, i trudno przypuszczać, by w tej sytuacji akcje firm z tej branży miały mocno wzrosnąć.
Giełda nie jest jednak do końca przewidywalna. Rekomendacje biur i domów maklerskich - choć opierają się na racjonalnych przesłankach - mogą się nie sprawdzać. Zwłaszcza w takiej sytuacji jak teraz, kiedy inwestorzy po latach hossy spodziewają się przesilenia. To naturalne oczekiwanie na zmianę powoduje, że reakcje rynku stają się bardziej nerwowe niż zazwyczaj.
Źródło: Newsweek, dodatek "VADEMECUM INWESTORA" Numer 09/07 autor: Tadeusz Błażowiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz