środa, 17 marca 2010

>Pierwsze koty za płoty czyli powiało nudą

>
Kurczę blade!!!
Czekałem na ten wyścig, tak jak Wy, tyle cholernie zaśnieżonych dni a tu taka klapa! No klapa, no bo jak ma być ekscytująco, jak od samego początku ustawiła się procesja za Vettelem.
Na całe szczęście, że wszyscy nie jeżdżą ja kierowcy czołówki i troszkę "emocji" na zaoferowali, wylatując z toru lub coś tam, bo realizator nie nadążał za nimi, tak szybko znikali z toru, hehe.
No, ale nie ma nic do śmiacia. Wyścig był według mnie porażką przepisową. Bernie Ecclestone i spółka muszą coś mądrego wymyślić, bo F1 znów dostanie po popularności, tak jak było to za czasów Michaela Schumachera a nawet porównam to z koszykówką w wydaniu NBA, kiedy to Michael Jordan zakończył karierę, do momentu powrotu. I nie tylko ja tak myślę. Zaraz po wyścigu posypały się komentarze, negatywne oczywiście i prawie wszyscy mieli mniej lub bardziej podobne zdanie. Jedyną osobą, która inaczej myślała to Bernie Ecclestone. Hmm, nie dziwi mnie to ale tu facet lekko przegiął. Mógł się już nie odzywać.
Ale dobra tam.
Nie będę tu się rozpisywał, jaki to był wspaniały wyścig, bo nie był. Gratuluję jedynie Fernando Alonso za szczęśliwą wygraną, bo nie za wspaniałe wyprzedzanie lub walkę. Vettel oddał zwycięstwo, bo rozpadł się wydech i po wygranej. A zespołowi "Roberta naszego najszybszego" życzę, by ta ich agresywna taktyka bycia w piątce najlepszych zespołów F1, dała oczekiwane rezultaty. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz