sobota, 10 listopada 2007

>New Dodge Challenger

>

Pamiętacie film "Znikający punkt" z roku 1971? Samochód o nazwie Dodge Challenger grał tam główną rolę i jako urządzonko niezwykle szybkie, pozwalał swemu kierowcy (James Kowalski) rzuca nieustannie wyzwania (challenge) głównie stróżom prawa. Usiłowali oni powstrzymać go przed wygraniem zakładu - przejechaniem z Denver do San Francisco (1200 mil) w ciągu 15 godzin. Możliwości wyczynowe samochodu pozwalały Kowalskiemu - byłemu kierowcy wyścigowemu - ośmieszać policję.
Choć w filmie chodziło o hipisowskie pojmowanie wolności osobistej, zupełnie niejako niechcący narodziła się legenda Dodge'a Challengera. Potężnego, pięknego, amerykańskiego coupe. Auto zaczęło się kojarzyć ze swobodą - dokładnie na ej samej zasadzie, jak motocykle Harley Davidson po wcześniejszym o 2 lata filmie drogi "Easy Rider".
Dziś i nazwa auta, i wspomnienia związane z kultowym kinem powracają za sprawą kolejnego superprojektu Chryslera. Firma ta ma najwyraźniej niezwykłą łatwość przekuwania zupełnie "odjechanych" prototypów w pełnowartościowe samochody seryjne. Tak było z Prowlerem, PT Cruiserem, Viperem czy Crossfire'em, a z ostatnich modeli z Chryslerem 300C i Dodgem Chargerem. Te modele stworzyły wręcz nową modę, nowy trend w designie. Ostatnie dwa z nich zaś - nawiązujące do największych nazw w historii motoryzacji i najważniejszych muscle cars Stanów Zjednoczonych - wywołały stan gorączki i wyczekiwania: czy powstanie Challenger XXI wieku?
Powstał. I to jaki! Na razie jest to ręcznie wykonany prototyp, ale choć na rynku ma się pojawić dopiero w roku 2008, już jeździ, już pozwala się podziwiać - adorować wręcz. Podczas spacerowej przejażdżki zorganizowanej na ulicach amerykańskiej stolicy motoryzacji, Detroit, reakcje ludzi - i pieszych, i kierowców - były jednoznaczne. Dziewięciu na dziesięciu zadawało te same dwa pytania: "To naprawdę nowy Challenger? Gdzie go mogę kupić?" To chyba załatwia kwestię ewentualnego rynku zbytu...
Jego projektanci, stacjonujący w Dependance pod San Diego, Mike Castiglione i Alan Barrington, samodzielnie zadbali o odpowiednie natchnienie do pracy: ściągnęli do swego studia z muzeum Chryslera dwa egzemplarze historycznego Challengera: model 1970 i 1973. "Chcieliśmy, żeby nasze pomysły nie rozłaziły się w szwach. Nie chodzi o jakiekolwiek kopiowanie, a o nowoczesną interpretację. Ale by interpretować od nowa, chcieliśmy - jakby to określić - słuchać oczami" - tłumaczył dość nieporadnie trochę zawstydzony Barrington. "Błyskawicznie doszliśmy do wniosku, że są elementy, które należy traktować jako obowiązkowe. Jak układ zegarów czy lewarek biegów Hursta - to w mojej dziedzinie, w kabinie, czy po prostu linia i wkomponowanie lamp w karoserię - dla Mike'a".

Jak Charger i Mustang: nowe wcielenie legendy.

Wystarczy zerknąć: te same przetłoczenia na muskularnych "burtach", to samo zabójcze "spojrzenie spod oka" przednich lamp, tak samo wyzywająco zadarty tył - tyle że przednie lampy to ksenony ze światłowodami, a tylne oświetlenie mieni się wysokowydajnymi diodami LED. W porównaniu z pierwowzorem najbardziej rzuca się w oczy różnica dotycząca kół - ale w latach 70. nikomu się nawet nie śniły profile niższe od 60, a cóż dopiero 40, jak tu, przy szerokości gum 255!
To z zewnątrz. A w kabinie? No cóż, jednego możemy być pewni: nie znajdziemy tu tak popularnej 35 lat temu ceraty. Ani na fotelach, ani na desce rozdzielczej. Również same fotele nie mają nic wspólnego z poprzednikami - poza tym, że również służą do siedzenia. Kiedyś były to zydelki, zmieniane na coś w rodzaju "kubełków" dopiero, gdy jakiś maniak prędkości szykował auto do wyścigów na ćwierć mili. Innych nikt nie potrzebował, bo przecież w USA nie istnieją zakręty - to po co trzymanie boczne? Dziś na szczęście nawet Amerykanie mają inne podejście do "umeblowania": bezpieczeństwo na swoje rygory.
Deska rozdzielcza jest wykonana z bardzo dobrych, miękkich tworzyw i kryje - jak należy - airbag, podobnie jak kierownica. Ta ostatnia także uległa poważnym zmianom. Choć wciąż jest sportowo trójramienna, nie trzeba jej już - jak kiedyś - wymieniać na mniejszą i bardziej "mięsistą", by czuć przednie koła. Jest gruba, obciągnięta skórą, niewielka...
Między jej ramionami prześwitują zaś najbardziej chyba frymuśne dziś na świecie zegary. Wyglądają - jak widziany z góry silnik czterocylindrowy po zdjęciu głowicy. W jego otwartych "cylindrach" zamiast tłoków widać jednak prędkościomierz, obrotomierz, wskaźniki paliwa i temperatury oraz - i tu już odchodzimy daleko od pierwowzoru - komputer pokładowy.
Ale maniak znajdzie tu poezję (czy po prostu brak rozsądku) jeszcze choćby pod maską. Jak dawniej, jest tu silnik HEMI, tyle że trochę nowocześniejszy. Ale tylko trochę... To znów V8, o pojemności 6,1 litra i mocy425 "koników siłowych". W połączeniu z 6-stopniową skrzynką manualną pozwala na zryw do 100 km/h w 4,8 sekundy i prędkość maksymalną 280 km/h. A to już wyzwanie dla innych...

Bardzo dobre materiały i wspaniały design, ale ze względu na bezpośrednie nawiązanie do prekursora z obsługą konsoli centralnej nie będzie łatwo... Jednak ktoś, kto kupi Challengera, z pewnością nie będzie narzekać.

Dawniej nawet w tak dużym aucie amerykańskim miejsca dla pasażerów było mało. Dziś designerzy potrafią już być konstruktorami: przynajmniej w pierwszym rzędzie jest tu przestronnie.

Zmrużcie oczy i przestańcie na chwilę widzieć (to tylko kwestia wyobraźni !) podświetlone na obrzydliwy, seledynowy kolor wskaźniki. Teraz chodzi tylko o formę: dokładnie tak samo, jak 36 lat temu, zestaw zegarów przypomina rozebrany do remontu (lub wymiany uszczelki pod głowicą) silnik. Na dnie tych wgłębień równie dobrze można by zobaczyć tłoki...

To jest z całą pewnością to, co tygrysy lubią najbardziej: wielki, nieskomplikowany, nierozsądny do granic wyobraźni silnik. V8 bez wymysłów w rodzaju podwójnych wałków rozrządu czy wtrysku bezpośredniego. Po prostu amerykańskie V8 o wielkiej mocy i jeszcze większym momencie obrotowym. No i olbrzymim apetycie.

Felgi o rozmiarze 20 cali w czasach Jamesa Kowalskiego miały chyba tylko naprawdę duże ciężarówki. Dziś nikogo nie zadziwiają w samochodach sportowych. Tu jednak z pewnością warto na nie popatrzeć - stanowią jeden z niewielu elementów stylistycznych, przy tworzeniu którego nie trzeba było się powodować nawiązaniami do oryginalnego Challengera. I są obłędnie piękne !

Trudno może w to uwierzyć, ale takie pasy świetne wymyślono w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach 60. Dziś ich się niemal nie stosuje, ale w latach samochodzie... Z takimi genami... Z takim ładunkiem emocji i nawiązań historycznych... OK, tyle że tutaj świecą diody luminescencyjne.





Dane Techniczne Dodge Challenger SRT8


pojemność silnika (ccm)
6063
moc maksymalna przy obr./min
425 KM/ 6000
maks. moment obrotowy przy obr./min
569 Nm/ 4000
długość/szerokość/wysokość (mm)
5025/1997/1449
rozstaw osi (mm)
2945
opony przód i tył
255/40 R20 i 265/45 R20
przyspieszenie 0 – 100 km/h (s)
4.8
prędkość maksymalna (km/h)
280
czas na ćwierć mili (s)
13,0
cena
ok. 80 000 euro

Spodobał Ci się ten artykuł?
Podłącz się do naszego kanału RSS , a najnowsze wpisy trafią wprost do Twojego komputera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz