czwartek, 28 października 2010

>Początek i koniec Mercury 1939-2010

>Jak już zauważyliście, to mój pierwszy wpis na tym blogu, cieszę się ale, wyjeżdżam do Was ze smutną wiadomością, dla mnie i dla wielu fanów amerykańskiej motoryzacji. Marka znana i z długą historią znika z mapy i przechodzi do lamusa.
To trzeci brand po Plymouth'ie, Oldsmobilu i Pontiacu żegnający się z motoryzacyjnym życiem. Smutne. Podobno dla Wielkiej Trójcy z Detroit to ani dobre ani złe a wynik obecnego trendu panującego na amerykańskim rynku. Śmieszne, ale prawdziwe. To odwieczna bitwa z Fordem i ofiary muszą być.

Ale zanim popłaczemy na stratą Mercurego, powspominajmy o dokonaniach a trochę ich było. Wcześni customizerzy upodobali sobie modele '39 do '40 i '49 do '51 za to że były niższe, dłuższe i bardziej eleganckie niż Ford, idealny kandydat do krojenia i cięcia. Natomiast HotRodderzy upodobali sobie silnik V8, fakt, cięższy od fordowskiej odmiany ale za to V8 Mercurego miały nieco większe komory spalania, dające większą moc już na dzień dobry.

W latach 50 i 60, a nawet w 90., Mercury miał swoje miejsce w wyścigach. Na Zachodnim Wybrzeżu, Bill Stroppe and Associates, uwarunkował sobie zawodników w swoich samochodach, dając nowe części, oraz wsparcie techniczne. Podobną rolę miał Holman Moody niefordowskim wschodnim wybrzeżu. Bud Moore zbudował wygrywający samochód Mercury dla NASCAR i SCCA Trans-Am, a Wood Bros i David Pearson dał "Królowi Richardowi Petty" na wszystkie zawody Mercury Purolator.

piątek, 20 sierpnia 2010

>Zgubne połączenie piwa i roweru

>
Niemieckie miasta mają dość rowerów piwnych. Zakaz ich poruszania się chcą wprowadzić Düsseldorf, Kolonia i Berlin.
Piwny rower musiał wymyślić piwosz-cyklista, który chciał połączyć dwie przyjemności w jednym. Pojazd przypomina mobilny bar na czterech kołach z drewnianym daszkiem. Z obu stron na stołkach przypominających siodełka siedzi od czterech do sześciu osób. Oparte o kontuar kręcą pedałami, popijają piwo i podziwiają mijaną okolicę. Ciągłą dostawę napoju zapewnia zamontowana z tyłu beczka.

Całym pojazdem steruje kierowca siedzący na siodełku z przodu, przed typową rowerową kierownicą. Jak pisze „Tagesspigel”, właśnie kierujący jest zazwyczaj jedyną trzeźwą osobą na piwnym rowerze. Reszta głośno rozmawia, krzyczy, śpiewa biesiadny repertuar, pozdrawia mijanych przechodniów i samochody.

Sam pojazd poruszający się wolno po zatłoczonych ulicach niemieckich miast powoduje korki, stłuczki, tamuje i utrudnia ruch. Nic dziwnego, że miejskie władze odbierają setki skarg od zniecierpliwionych kierowców. Już w minionym roku w Düsseldorfie zakazano ruchu piwnych rowerów, ale miasto przegrało proces w drugiej instancji.

Ratusz odwołał się do sądu najwyższego. Ostateczna decyzja ma zapaść w październiku. Czekają na nią władze m.in. Kolonii i Berlina, których kierowcy też mają dosyć piwnych rowerów.
 
Te nietypowe pojazdy mają jednak w Niemczech także rzesze entuzjastów. Na stronie internetowej www.bierbike.de można znaleźć wykaz 34 niemieckich miast, po których jeżdżą rowery, oraz ich nowe linie w Budapeszcie i Belgradzie.
 
Jest też kodeks piwnego rowerzysty z twardym postanowieniem: „Alkohol tak, ale z umiarem”. Niestety, za jego łamanie nie grożą najwyraźniej żadne kary.


Źródło: Rzeczpospolita

Spodobał Ci się ten artykuł?
Podłącz się do naszego kanału RSS , a najnowsze wpisy trafią wprost do Twojego komputera.

niedziela, 9 maja 2010

>Wyścig sensacyjnie nudny

>
Ten sezon jest tak nieprzewidywalny jak nadchodzące lato po ostrej zimie. Co tor to inny klimat. Wszyscy czekaliśmy na wyścig w Europie, w Hiszpanii na torze Catalunya z niesamowitym utęsknieniem po tak długiej przerwie, snując z nudów jak będzie tym razem. No i jak było? Dla mnie to były flaki z olejem. Nuda, przewidywalność i brak wyprzedzeń, bo walka to była na pewno. No dobra, pod koniec wyścigu sypnęło sensacją ale to z głupoty a nie po jakiejś fascynującej, długiej bitwie. Mowa tu o Hamiltonie, który oponek nie zmienił jak powinien a nie należy on zdecydowanie do "green driver'ów" w F1. Na ostatnim okrążeniu oponka w jego bolidzie przepięknie eksplodowała i Hamiltonek na bandzie wylądował. Biedaczysko.
No i co. To tyle. No może jeszcze poza faktem, że Vettel musiał jechać jak babcia emerytowana, bo facet hamulce stracił. I tu czapeczki z głów, naprawdę. Jedziesz około 300 km/h a tu inżynier mówi ci przez radio: synku, właśnie kończą ci się hamulce. Jedź powoli. Nie rozbij się. Nie jest to nam potrzebne. ... Siet! Mają poczucie humoru. I tak Sebastian Vettel z pewnego 2 miejsca, wylądował na... pewnym 3 miejscu. Koleś miał zdecydowanie dużo szczęścia, że i tak dojechał.
No dobra. Napiszę jeszcze, że lokalny pupil, Fernando Alonso, po pechu Vettela wskoczył na drugie miejsce, ku uciesze lokalnych machos i senioritas a Mark Webber jak wystartował, tak dojechał na pierwszym miejscu.

A co z Robertem Kubicą? No to, że miał naprawdę niezłe miejsce na stracie czyli 7, po przejechaniu kilkuset metrów, na 3 zakręcie starł oponkę z chyba z Nico Rosbergiem, zarzuciło nim lekko ale na tyle,że 3 miejsca stracił. No i to był gwóźdź do trumny walki Kubicy o lepszą pozycję. Przed nim jechał Adrian Sutil i przez pół wyścigu skutecznie powstrzymywał Roberta i nie dał się już wyprzedzić do końca wyścigu. To taki tor, że jedynym miejscem do wyprzedzania, skutecznym miejscem jest koniec prostej start-meta. ... NUDA.

niedziela, 18 kwietnia 2010

>Wygrana w Grand Prix Chin dla każdego

>
Grand Prix Chin ciągle nie ma stałego bywalca na najwyższym stopniu podium. Nikt nie może powiedzieć, że ten tor należy do niego i wie jak na nim wygrywać ot tak, na zawołanie. Nikt nie ma recepty na ten tor. To po części zrozumiałe. Od inauguracji na tym torze w 2004 roku, ciągle mamy jakieś zmiany "spowalniające bolidy" i "obniżające wydatki" w F1. Co roku również pojawiają się nowinki techniczne ale te z tych bezczelnych, to znaczy, zanim ktokolwiek zorientuje się o co biega lub komisarze FIA wydadzą wyrok lub zarządzenie regulujące we wszystkich teamach, jeden zespół robi sto kroków do przodu i jest już po zawodach. Tak też jest i w tym sezonie ale zespoły pilnują się i szybko nadrabiają przewagę innych.
Ale w tym wyścigu co innego stanowiło tajemnicę nie do odgadnięcia. Otóż był to DESZCZ !
Deszcze jak deszcz ale ma popadać podczas wyścigu, wszyscy dostają kociokwiku i zaczyna się panika. Jakby zapomnieli już jak się jeździ z pełnym bakiem podczas deszczu. Zmian opon to ja w życiu tyle podczas jednego GP nie widziałem. Niektórym to nawet po pięć razy było mało. I o dziwo, wychodzili na tym całkiem nieźle, w przeciwieństwie do np. takiego Roberta Kubicy, który był tylko dwa razy i przyjechał na miejscu za tymi, którzy lubili popatrzeć jak wokół nich zapieprzają zmieniacze kół. No taki Alonso Fernando to prawie na końcu i w środku stawki ciągle się bujał a skończył wyścig na czwartym miejscu. Dziwne ale fakt.
Ale jak już wspomniałem, wyścig miał nowego zwycięzce i tym razem był to Jenson Button z McLarena. Być może Lewis Hamilton zdołał by skopać tyłek Buttonowi praktycznie pod sam koniec wyścigu ale dostał burę od swojego mechanika by się trzymał z daleka od Jensona i jak tata przykazał, do mety grzecznie dojechał. I tak właśnie się stało. Choć rzucało z lewa na prawo bolidem Buttona, Hamiltonek grzecznie za nim jechał.

Tor w Chinach - Shanghai International Circuit -to jeden z najdzikszych torów jakie znam, jako widz ofkors. Niesamowicie wyprofilowane zakręty, zmuszające do technicznej jazdy i zajebiście długa prosta, ponad kilometr, dająca poczucie bezkresnej jazdy, jak na american highway. Osobiście lubię ten tor. To znaczy lubię ten tor ale nie atmosferę na tym torze. ... Ale o tym torze to morze w innym artykule napiszę.
var Type = '1';
var nk_wg = ({"image":"http:\/\/2.static.nk-net.pl\/img\/sledzik\/widgets\/b_jasne","host":"http:\/\/nasza-klasa.pl\/","content":null});

sobota, 17 kwietnia 2010

>The Fuel Magazine 2009 SlideShows

>

>Sebastian Buemi odpalił widzom dwa koła

>
Do niesamowitego zdarzenia doszło na dzisiejszym treningu na Grand Prix Chin. Otóż Sebastian Buemi z teamu Toro Rosso odpalił przednie koła i wylądował w żwirku. Sebastian wcisnął hamulce a one wyrwały się z zawieszenia. Dawno nie widziałem takiego zjawiska. Ostatni raz to dwa latka temu w bolidzie Davida Coultharda ale tu wyglądało to trochę zabawniej. To tak, jakby ktoś nacisnął button "Push the Button". Oczywiście, dobrze że nic się nie stało i nie mówię tu kierowcy, tylko o tych dwóch kołach, które siłą rozpędu poleciały aż za ogrodzenie. Jakiś tambylec znalazł je a głupie małpy papparazi od razu go fotografowali jak jakąś Paris...


Nvar Type = '1';

wtorek, 30 marca 2010

>Będzie ciekawie w F1. Nareszcie!

>
F1 to nuda?! Nie marudzić tylko oglądać i cieszyć się nowym bo nowe idzie! No i przyszło. Nowy sezon to zmiany w przepisach, które zachwiały pewnością siebie nawet największe tuzy tego sportu. Nikt nie wiedział, jaki będzie nowy sezon! To niesamowite i nie widziałem takiego zamieszania od lat. Nie wierzycie? Hm, ja też nie wierzyłem do momentu obejrzenia pierwszego i teraz, drugiego wyścigu. A faktem utrwalającym chaos jest nowinka z teamu Virgin Racing, że ów zespół zaprojektował za mały zbiornik paliwa! I to, podobno, bo to tajemnica, na około 20 litrów mniej od konkurencyjnych bolidów. Kto by pomyślał, że w najdroższym sporcie na tym padole, mogą się przytrafić takie kwiatki. Ale nic to. Wyścig w Melbourne się odbył i to było coś! Nareszcie miałem powód do szczerej radości. Radości, że malkontenci dostali po dupie, bo wyścig był niesamowity. Radości, bo Robert Kubica zdobył drugie miejsce i był najlepszym kierowcą w tym wyścigu, mimo iż nie wygrał. Radości, bo zakaz tankowania przywrócił F1 jej duszę. Wiem, to ostatnie zdanie zabrzmiało jak jakiś chory i głodny kawałek, ale tak właśnie to odczuwam. Ta zasada powróciła po, jak dobrze pamiętam, osiemnastu czy szesnastu latach i to wprowadziło Formułę 1 w inny wymiar. Zresztą, ten wyścig w Gran Prix Australii udowodnił, że warto czasami zrobić krok do tyłu, by potem z czystą radością zrobić dwa zajebiście wielkie kroki.

czwartek, 18 marca 2010

>Porsche Supercup z udziałem Polaków, nareszcie.

>
Porsche Mobil 1 Supercup było imprezą towarzyszącą Formule 1 na torze w Bahrajnie, również inaugurując sezon tej serii...

I na początku chcę wszystkich przeprosić za to co napiszę za chwilę, otóż... wiecie kto komentował te dwa wyścigi ? Tak, tak, dobrze się domyślacie. Tak, znów tych dwóch dało znać o sobie w "niesłychanie żywiołowym i zgranym komentowaniu" naprawdę ciekawych wyścigów. No szlag mnie trafia gdy ich słyszę. We wcześniejszych postach-paszkwilach, zapomniałem wymienić postać Maurycego Kochańskiego, ech, za co przepraszam wszystkich zainteresowanych, co to za osoba dołączyła do loży nieudaczników-komentatorów. Nie mogę się powstrzymać od takiego szkalowania tych łosi, bo już od kilku lat ślę maile i dzwoniłem nawet z prośbą o przeanalizowanie osób stojących za wydatkami na F1, przecież nie małymi, prawda? No i nic. Z roku na rok to samo a nawet jest gorzej. Maurycy Kochański jest przeciętnym kierowcą wyścigowym, i jak się okazało w roku ubiegłym również słabym tzw. :gościem komentującym" a teraz nawet głównym komentatorem. Facet nie potrafi odnaleźć się w wymianie zdań, jaką "Borówa" czasami próbuje nawiązać. To wygląda tak, jakby byli w dwóch różnych miejscach na torze i każdy swoje komentuje. Zero zgrania, ech.... OK, koniec. Nie raz jeszcze ich obsmaruję. Zasłużą sobie z pewnością.

A wracając do Porsche Mobil 1 Supercup, historyczna chwila nadejszła, otóż..., Polska, ta, da, da, Polska, ta, da, da,... się troszkę zagalopowałem. Chcę napisać, że Polska stajnia wyścigowa pojawiła się w tej dosyć elitarnej serii. A dokładnie Verva Racing Team z kierowcami: Robert Lukas i Kuba Giermaziak. Lukas to doświadczony kierowca wyścigowy ale niespodzianką jest ten Giermaziak, 19-nastoletni, podobno utalentowany. Zobaczymy. W Bahrajnie, w kwalifikacjach pokazał staruszkom, że młodzi idą, ale już w wyścigach nie było tak dobrze i skończyło się w drugiej dziesiątce. Nauczy się jeszcze, oby tylko sponsor teamu się przedwcześnie wycofał, bo będzie klapa po polsku.



P.S.
Kulturalniej i ciekawiej o "Borówie" i "Sokole" napisano w Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoru. (Kliknij w ksywki). Pozdrawiam.

środa, 17 marca 2010

>Pierwsze koty za płoty czyli powiało nudą

>
Kurczę blade!!!
Czekałem na ten wyścig, tak jak Wy, tyle cholernie zaśnieżonych dni a tu taka klapa! No klapa, no bo jak ma być ekscytująco, jak od samego początku ustawiła się procesja za Vettelem.
Na całe szczęście, że wszyscy nie jeżdżą ja kierowcy czołówki i troszkę "emocji" na zaoferowali, wylatując z toru lub coś tam, bo realizator nie nadążał za nimi, tak szybko znikali z toru, hehe.
No, ale nie ma nic do śmiacia. Wyścig był według mnie porażką przepisową. Bernie Ecclestone i spółka muszą coś mądrego wymyślić, bo F1 znów dostanie po popularności, tak jak było to za czasów Michaela Schumachera a nawet porównam to z koszykówką w wydaniu NBA, kiedy to Michael Jordan zakończył karierę, do momentu powrotu. I nie tylko ja tak myślę. Zaraz po wyścigu posypały się komentarze, negatywne oczywiście i prawie wszyscy mieli mniej lub bardziej podobne zdanie. Jedyną osobą, która inaczej myślała to Bernie Ecclestone. Hmm, nie dziwi mnie to ale tu facet lekko przegiął. Mógł się już nie odzywać.
Ale dobra tam.
Nie będę tu się rozpisywał, jaki to był wspaniały wyścig, bo nie był. Gratuluję jedynie Fernando Alonso za szczęśliwą wygraną, bo nie za wspaniałe wyprzedzanie lub walkę. Vettel oddał zwycięstwo, bo rozpadł się wydech i po wygranej. A zespołowi "Roberta naszego najszybszego" życzę, by ta ich agresywna taktyka bycia w piątce najlepszych zespołów F1, dała oczekiwane rezultaty. Pozdrawiam.

sobota, 13 marca 2010

>Andrzej Borowczyk dominuje w F1!

>Tak, tak, nie przesłyszeliście się a dokładnie, nie przewidzieliście się. Lata narzekań na człowieka, który usilnie preferuje własny styl, a właściwie Antystyl, który bezwzględnie i z zazdrością eliminuje zagrożenia, patrz "Super przewidujący, wszechwiedzący komentator" Mikołaj Sokół, itp., nic nie dała i nadal ów człowiek komentuje Formułę 1 w Polsat a zaraz za nim, krok w krok podąża Włodzimierz Zientarski. Jak bracia jednojajowe, z namaszczeniem kaszanią wszystkie transmisje F1. Miliony wydanych pieniędzy przez Polsat TV a tu takie chwasty. Zauważyliście, że w tym naszym dziennikarskim pół światku nie ma żadnego, naprawdę porządnie i z pasją komentującego gościa?! To katastrofa!!! Jak słucham komentatorów angielskich, amerykańskich czy nawet australijskich, to taka zazdrość mnie ogarnia, że oprócz zajebistych driverów to jeszcze mają zajebis..., sorki, zajebis.... komentatorów. No szlag mnie trafia jak słyszę te antytalenty. No dobra, mają wiedzę i doświadczenie na temat motoryzacji po prostu przeogromne, ale co z tego!!! Zientar ciągle się rozckliwia nad sobą jak nie mężczyzna, no staruszek jest, wiem, a ten Borówa uwielbia słyszeć swój głos i to co mówi, no narcyz pełną gębą. Oj nie znoszę tych człowieków, nie znoszę... oczywiście z zawodowego punktu widzenia, tzn., ich zawodowego, bo ja nie jestem komentatorem telewizyjnym, a jeno blogerem.

Dobra, kij im w oko..., albo nie, bo wtedy będą komentować po omacku. Po prostu, niech spadają na drzewo.... si jaaa.

>Nowy sezon F1, nowe nadzieje...

>Hello F1 Fans !!!
Właśnie zaczął się nowy sezon królewskiej dyscypliny motor-sportu a mianowicie F1. Jak każdy z Was i ja jestem w pełni zaskoczony wieloma zmianami, co oznacza, dla mnie przynajmniej, naukę F1 od nowa! Zmiany, zmiany, zmiany... ale po pierwszym treningu nie dające żadnych odpowiedzi co do dominantów w sezonie. Ech, nie będę tu bazgrać co się zmieniło. Sądzę, że w trakcie kolejnych wpisów te najważniejsze się pojawią.
Oczywiście ta najważniejsza dla każdego polskiego fana F1 to zmiana teamu przez Roberta Kubicę z BMW Sauber na Renault F1 Team. No i dobrze. jest to niejako powrót Roberta do zespołu Renault, kiedy to zdobył tytuł mistrzowski w cyklu World Series by Renault.
Wiecie, że jest to już piąty sezon Roberta Kubicy w F1 ? Tak, tak, tak ten czas zapier...., sorki, tak ten czas leci, a to już nie byle co. Ciekawe, że Robert wpadł do F1 w czasie największych zmian w przepisach i regulacjach technicznych. I weź tu człowieku przyzwyczai się do bolidu i przepisów. Pamiętacie jak Michael Schumacher gromił przez lata wszystkich bez pardonu? Wtedy to nie było tylu zmian, ograniczeń, kaszanienia, itd. itp.,  a jedynie ulepszenia. OK, niech im będzie.
Zmianą jest też pierwszy wyścig w sezonie a dokładnie z toru w Australii przenosimy się do Bahrainu na GULF AIR BAHRAIN GRAND PRIX (Sakhir). Dobrze czy źle, nie wiem. Jak oglądałem piątkowe sesje treningowe zauważyłem że tor został wydłużony o jakieś tam kilkaset metrów. Dla nowych kierowców i zespołów to całkowicie nowy tor, ale dla Roberta to tor zajebis..., sorki, super wspomnień, bo właśnie na tym torze zdobył swoje Pole Position, Yea!!!

Ale nie zmieniło się jedni, cholera. Nie zmienił się ten zakichany prowadzący mianowicie Andrzej Borowczyk, nadworny komentator sporów motorowych w "team polsat". Ale o nim napiszę w kolejnym, następnym artykuliku, bo wkurzył mnie niemiłosiernie i to na samym początku, paszkwil jeden no. Dobra, pal licho z nim teraz.

A więc, tak delikatnie reasumują ten pierwszy artykuł mamy.... nowy sezon F1 ;) mamy 12 zespołów (łoł!), mamy 24 kierowców (łoł!!!), mamy 19 torów-wyścigów w sezonie (też łoł!), oczywiście mnóstwo zmian i nie mniej nauki o tym wszystkim, co oferuje nam tegoroczny sezon F1.
To wszystko, reszta jest... w kolejnych postach :)

czwartek, 28 stycznia 2010

Jak to jest, że niektórym z łatwością udaje się osiągnąć wszystko, co zechcą?


Witajcie!

Dlaczego warto przeczytać tę wiadomość do końca? Bo chcę się podzielić z Wami sprawdzonym pomysłem na realizację noworocznych postanowień, planów i celów na ten rok.

Kończy się powoli Styczeń. Jeszcze pamiętam, co postanowiłem sobie w Nowy Rok, a już ze smutkiem stwierdzam, że jeśli się szybko nie zmobilizuję do podjęcia konkretnych działań, to nic z moich ambitnych planów nie wyjdzie.

Czy Wy też tak macie
?

Jak to jest, że niektórym z łatwością udaje się osiągnąć wszystko, co zechcą? Co takiego oni wiedzą i robią, że z sukcesem realizują swoje postanowienia, cele i ambitne plany?

Chyba nie zdziwicie się, jeśli powiem, że rozwiązania zacząłem szukać w publikacjach Złotych Myśli?

Zależało mi tylko na takich książkach, które zostały już sprawdzone przez naszych czytelników. Nie mam czasu na teorię, potrzebuję natychmiast konkretnych i praktycznych rozwiązań. Szukałem wiedzy łatwej do zastosowania, zanim nie będzie za późno.

Oto opinie, które zwróciły moją uwagę:


"Polecam książkę osobom, które w szybki sposób chcą się przekonać, o tym by coś osiągnąć w życiu trzeba coś konkretnego wykonać. Lektura pozwala obudzić nas ze snu zimowego, który czasem n as dopada, ponieważ nie umiemy dostrzec co jest dla nas w życiu ważne i czym się mamy zajmować. POLECAM - wiedza w pigułce dobry początek kontaktu z planowaniem życia."
-Patryk, Student kierunku Inżynieria Środowiska, pracownik w branży wentylacyjnej.

 
"Polecam tą publikację ponieważ dzięki niej mniej gadam, a więcej robię. Działam coraz skuteczniej!"
-Andrzej, Fizjoterapeuta

"Pozycja dla leniwych polecam. Teraz wiem jak samemu sobie pomoc szkoda ze dopiero teraz lepiej późno niż wcale."
-Tadeusz Wieczkowski

"Rewelacja!!! Takiego kopa emocjonalnego mi było trzeba!! Wydobyć z siebie to co jest najlepsze i sprawia ze CHCEMY być i się starać!!! Super pozycja dla każdego kto nie wie jak zmienić coś w swoim życiu ale chce to zrobić!! Gorąco polecam!!!"
-Szymon Kraus, student


Zgodziliśmy się wraz z moją ukochaną żoną, by zrobić z tych książek pakiet pierwszej pomocy dla tych, którym właśnie uciekają noworoczne postanowienia. Jeżeli macie problem z realizacją celów i planów, nie tylko tych noworocznych, to wierzę, że i Tobie pomoże wiedza zawarta w tych publikacjach.



Którą z nich przeczytasz najpierw?




















Poznaj sprawdzone sposoby na skuteczną realizację postanowień noworocznych i celów na ten rok.



Pozdrawiam serdecznie
Marcin Bloch

poniedziałek, 11 stycznia 2010

No i oszczędności poszły z dymem



Obserwacji własnych przemyślenia...

Za oknem zima jakiej dawno już nie było a kierowcy jak co roku... zaskoczeni. No i mają prawo być zaskoczeni, szczególnie że tej zimy spadło i nadal pada, niesamowita ilość śniegu. Z odśnieżaniem dróg głównych no to jak Was proszę, firmy dają sobie radę ale już z drogami wewnętrznymi, osiedlowymi no to tu już sceny dantejskie. Przysypane i zakopane samochody, zasypane drogi na 20 cm, może więcej, pod śniegiem lód, kierowcy klnący pod nosem jak i na głos bo koła przebijając się przez śnieg, ślizgają się na lodzie. Generalnie katastrofa zanim wyjedziemy z osiedla.
 Co robić?
Jedni odgarniają śnieg, wyposażeni w łopatki, łopaty i inne z płaskich narzędzi. Inni odgarniają nogami, jakoś sobie radzą. A inni wołają przechodzących obok panów z pieskami, ze śmieciami lub gdzieś idących. Inaczej mówiąc, samopomoc obywatelska się rodzi w ludziach, jak za dawnych lat.
 A do kogo pretensje słać? Przecież trzeba kogoś opieprzyć. No przecież nie pługopiaskarek, bo to maszyny miastowe lub prywatne przez miasto wynajęte i jeżdżą tylko po głównych drogach w mieście i poza miastem. Opierniczyć trzeba zarządców osiedli mieszkaniowych jak i domków jednorodzinnych. To do ich obowiązku należy opiekowanie się chodnikami i drogami wewnętrznymi. Ale co tam, zima przyszła, zima sobie pójdzie i wszyscy zapomną o kłopotach.
Jak widzę to osiedla nawet nie mają odpowiedniej ilości łopat, o ludziach nie wspomnę a już wcale nie wspominam o odśnieżarkach ślimakowych, swoją drogą bardzo fajne i przydatne maszynki do odśnieżania. Ślimak zbiera śnieg i rurą wystrzeliwuje śnieg daleko na bok, coś jak kosiarka do trawy.
A, no i te wspólnoty mieszkaniowe i osiedlowe. No z nimi to katastrofa jest już maksymalna. Potworzyły się takie z dwóch do pięciu bloków i wspólnie działają, to znaczy, chciałyby działać, takie ambicje, ale życie swoją drogą. Złe zarządzanie, kasa brana do kieszeni a jak przyjdzie do działań to podwyżki trzeba nałożyć na mieszkańców, bo przecież kasy nie ma.

No ale co z tymi oszczędnościami.
Na myśli mam najbardziej z obłudnych gałęzi gospodarki pod względem oszczędności i ekonomii, jaką jest motoryzacja. Dlaczego obłudny i zakłamany? Zaraz wytłumaczę.
Jak kupujecie samochód? Jakie kryteria bierzecie pod uwagę kupując samochód? No chyba nie to ile kosztuje, tzn. to też ale jakbyście zobaczyli, jakie samochody są sprzedawane i kupowane w Polsce, to bez wahania stwierdzilibyście że Polska to bardzo bogaty kraj, oczywiście na kredyt, no ale kto na nich nie jedzie.
Otóż kupujemy samochody zawsze pytając a ile pali i ile przejedziemy na jednym baku paliwa. Bezedura do potęgi. Dlaczego? Bo przychodzi zima i wszystkie te "oszczędności" biorą w łeb! Wielokrotnie większe spalanie, Przyczyn takiego okłamywania się jest kilka ale najważniejsza to głęboko zakorzeniona chciwość i ślepe przekonanie że właśnie na tym można zaoszczędzić. Nie na papierosach, alkoholu, jedzeniu które się później wyrzuca, na ubraniach na jeden raz lub miesiąc, na super umeblowanej kuchni, w której nikt nie gotuje. Nie, na tym nie trzeba oszczędzać, wiecie, lansik i inne takie chwilowe głupoty. Na samochodzie trzeba oszczędzać. Bo tyle pali, olej też trzeba dolewać, opony trzeba zmieniać, no i te ubezpieczenia, oj te ubezpieczenia. Tyle pieniędzy trzeba wydać. a potem się dziwimy że tyle wypadków na drogach jest. Sami to sobie osądźcie.
Kupujemy tanie lub stare samochody, nie odpowiednie na nasze warunki drogowe. Samochody się szybko psują, bo... są tanie stare lub nie odpowiednie na nasze warunki. Koszty użytkowania pojazdu... taniego starego nie odpowiednie na nasze warunki, rosną bardzo szybko. My się później denerwujemy i klniemy na wszystko i wszystkich, jakie to życie jest drogie.
A wystarczyło lepiej się rozejrzeć za odpowiednim samochodem albo jego rodzajem. A takimi pojazdami są np pickupy. Tak, właśnie te pojazdy! Napęd przeważnie na 4 koła, wysoko zawieszone, większe koła, opony z grubszym bieżnikiem no i większe bezpieczeństwo na drodze własne jak i innych. Dziury już nie straszne, chociaż widzę często jak użytkownicy pickupów, cross overów, terenówek tak się szczypią z nimi jakby mieli co najmniej mieli limuzyny. Porażka i nieporozumienie. Ech...

No dobrze, koniec tych dywagacji bo pisać o ludzkiej naturze można by pisać całą wieczność i tak nie wiele to zmieni. Ale im więcej będziemy o tym pisać, czytać a potem mówić... cóż, czas pokaże.

Ja jeżdżę Jeepem Cherokee co kosztuje podobnie jak wiele gównianych samochodzików nie terenowych a teraz to ja patrzę na nich trochę z góry, bo pamiętam jak gadali znajomki i sąsiedzi, że to wielkie takie i PALI dużo a i silnik taki pojemny i opłaty za samochód takie duże... ech. Ja się teraz cieszę że mam taki samochód właśnie... Ciepłej zimy!


Spodobał Ci się ten artykuł?
Podłącz się do naszego kanału RSS , a najnowsze wpisy trafią wprost do Twojego komputera.

wtorek, 5 stycznia 2010

>Z Nowym Rokiem, nowy blog

>Z Nowym Rokiem, nowy plan, mnóstwo DARMOWYCH książek rozdam Wam.
A że pisać nie potrafię sam, DOBRE tytuły rozdam Wam.

I tak niezgrabnym wstępem, napocznę ten blog, zapraszając Was do czytania, uczenia się, zdobywania i przekazywania wiedzy. Bo im więcej wiesz, tym... więcej jesz, bo bułka z bananem to już nie wystarcza... Ech.