czwartek, 28 października 2010

>Początek i koniec Mercury 1939-2010

>Jak już zauważyliście, to mój pierwszy wpis na tym blogu, cieszę się ale, wyjeżdżam do Was ze smutną wiadomością, dla mnie i dla wielu fanów amerykańskiej motoryzacji. Marka znana i z długą historią znika z mapy i przechodzi do lamusa.
To trzeci brand po Plymouth'ie, Oldsmobilu i Pontiacu żegnający się z motoryzacyjnym życiem. Smutne. Podobno dla Wielkiej Trójcy z Detroit to ani dobre ani złe a wynik obecnego trendu panującego na amerykańskim rynku. Śmieszne, ale prawdziwe. To odwieczna bitwa z Fordem i ofiary muszą być.

Ale zanim popłaczemy na stratą Mercurego, powspominajmy o dokonaniach a trochę ich było. Wcześni customizerzy upodobali sobie modele '39 do '40 i '49 do '51 za to że były niższe, dłuższe i bardziej eleganckie niż Ford, idealny kandydat do krojenia i cięcia. Natomiast HotRodderzy upodobali sobie silnik V8, fakt, cięższy od fordowskiej odmiany ale za to V8 Mercurego miały nieco większe komory spalania, dające większą moc już na dzień dobry.

W latach 50 i 60, a nawet w 90., Mercury miał swoje miejsce w wyścigach. Na Zachodnim Wybrzeżu, Bill Stroppe and Associates, uwarunkował sobie zawodników w swoich samochodach, dając nowe części, oraz wsparcie techniczne. Podobną rolę miał Holman Moody niefordowskim wschodnim wybrzeżu. Bud Moore zbudował wygrywający samochód Mercury dla NASCAR i SCCA Trans-Am, a Wood Bros i David Pearson dał "Królowi Richardowi Petty" na wszystkie zawody Mercury Purolator.