piątek, 12 października 2007

Artyści cenni jak złoto

Kupowanie dzieł sztuki to jeden z najprzyjemniejszych sposobów wydawania pieniędzy. Ale też dobry pomysł na ich pomnażanie, podobnie jak inwestowanie w złoto czy monety.

Inwestowanie w sztukę banki zachodnie polecają już od lat. Ten trend dociera też do Polski. W budowaniu kolekcji dotychczas pomagali pracownicy dużych domów aukcyjnych, takich jak Desa Unicum, Rempex czy Agra Art, teraz dołączyli do nich doradcy Noble Banku. Oznacza to, że istnieje zapotrzebowanie na tego typu doradztwo. Rośnie też liczba aukcji i osób je odwiedzających. W ubiegłym roku pod młotek poszło ponad 10 tys. dzieł, z czego aż jedną piątą sprzedano. Ceny zaczynały się od 50 zł, a kończyły na 700 tys. zł - tyle zapłacono w Desie Unicum za "Tabor myśliwski w podróży" Józefa Brandta. Tak duża rozpiętość cen powoduje, że właściwie każdy kolekcjoner może znaleźć coś dla siebie.

Malczewski z Chagallem
Za niewielkie pieniądze można zebrać kolekcje grafik, które są w Polsce wciąż bardzo tanie. Prace takich mistrzów, jak Jacek Malczewski, Józef Mehoffer, Alfons Karpiński, Leon Wyczółkowski czy Józef Pankiewicz, można kupić już od 1,3 tys. zł. Na polskich aukcjach pojawiają się również grafiki Gustava Klimta, Pabla Picassa, Marca Chagalla, Amadeo Modiglianiego czy Paula Gauguina. W ubiegłym roku na majowej aukcji w Rempeksie "Akt" Modiglianiego można było kupić za 2,8 tys. zł, a we wrześniu z taką samą ceną wystawiono grafikę "Guernica" Pabla Picassa.
W Agrze Art pojawił się "Dzban mleka" Marca Chagalla za 5 tys. zł i litografia jego autorstwa "XX wiek" za 10 tys. zł. Litografia barwna Gauguina "Area Rea" miała cenę wywoławczą 1,8 tys. zł, ale została wylicytowana na 3,5 tys. zł.
Budując kolekcję grafiki, trzeba pamiętać, że największą wartość mają prace sygnowane albo tzw. odbitki autorskie, najmniejszą zaś odbitki wykonane po śmierci autora. Wielu twórców specjalnie niszczy matryce, aby nie dopuścić do powielania ich dzieł po śmierci.
Kolekcjoner powinien też nauczyć się rozróżniania technik: monotypia, sucha igła i gipsoryt. Można z nich zrobić niewielką liczbę odbitek, dlatego są cenniejsze niż serigrafie, których nakład może być bardzo duży.
Polacy wciąż nie doceniają grafiki, tak jak nie cenią fotografii, która na aukcjach zachodnich bije rekordy powodzenia. Trudno też przewidzieć, kiedy moda na grafikę się rozpocznie. Jedno jest pewne: jeżeli tak się stanie, okazji cenowych już nie będzie. Na razie kochamy malarstwo, i to malarstwo olejne. Ostatecznie mogą być farby akrylowe lub tempery. Akwarele i wszystkie prace na papierze wciąż odstraszają swoją "ulotnością". Wyjątkiem jest dawna grafika, a zwłaszcza widoki miast oraz mapy cenionych wydawnictw: Homanna, Pufendorfa czy Dahleberga.

Konie, ułani i góry
Najlepiej sprzedaje się malarstwo XIX-wieczne oraz z przełomu XIX i XX wieku. Ubiegły rok zdecydowanie należał do Józefa Brandta, ale powróciła też moda na jeszcze niedawno wyśmiewane "kossaki" i malarzy naśladujących ich styl. Konie, sceny z polowań i ułańskie patrole znów są w cenie. A jest to nie bez znaczenia, jeżeli kupując obraz, liczymy się z możliwością jego sprzedaży. Zainteresowaniem cieszą się również pejzaże, ale tu uwaga - szybciej znajdzie się amator na widok gór niż na obraz marynistyczny.
Zawsze dobrą inwestycją będą też obrazy artystów o znanych nazwiskach: Maksymiliana Gierymskiego, Jacka Malczewskiego, Józefa Pankiewicza, Józefa Mehoffera czy Leona Wyczółkowskiego.
"Pejzaż z lasem" Pankiewicza w 2004 r. został sprzedany w Rempeksie za 60 tys. zł, a gdy pojawił się na rynku w ubiegłym roku, kolekcjoner musiał zapłacić za niego już o 30 tys. więcej. "Rodzinka" Tadeusza Makowskiego podrożała w ciągu czterech lat o 40 proc., a "Widok z Ukrainy" Wyczółkowskiego o 50 proc. "Wnętrze pracowni" Olgi Boznańskiej przyniosło 90 proc. zysku w dwa lata. Znakomitą inwestycją był też "Rekonesans huzarów austriackich" Maksymiliana Gierymskiego, który trzykrotnie pojawiał się na aukcjach: w ciągu pierwszych trzech lat dał 90-procentową stopę zwrotu, a po siedmiu latach był droższy o 172 proc. W tym przypadku na inwestycję jednak potrzeba było aż 110 tys. zł, bo tyle wynosiła pierwsza cena, z którą obraz trafił na rynek.

Polski klasyk współczesny
Dobre perspektywy inwestycyjne ma malarstwo współczesne, a zwłaszcza polska sztuka powojenna z lat 50. i 60., która już wówczas była bardzo ceniona poza granicami, a znacznie tańsza w porównaniu ze sztuką zachodnią.Artyści w czasach PRL-u dużo podróżowali, wyjeżdżali na stypendia, skąd na ogół nie przywozili swoich dzieł. Zostawały w zagranicznych galeriach i u przyjaciół. Te prace znacznie taniej można kupić za granicą niż w Polsce. Ale trzeba się spieszyć. Kilkanaście lat temu obrazy Alfreda Wierusz-Kowalskiego można było kupić za 3 tys. dolarów, a dzisiaj jego nazwisko jest tak znane w USA, że ceny urosły do dziesiątek, a czasami nawet setek tysięcy dolarów. W ubiegłym roku w Londynie kolekcjoner zapłacił za "Wierusza" 120 tys. funtów.
Do klasyki współczesności zaliczani są tacy twórcy jak: Jerzy Nowosielski, Wojciech Fangor, Teresa Pągowska, Jan Tarasin czy Stefan Gierowski. Wartość ich prac cały czas rośnie. W 2004 roku obraz bez tytułu Wojciecha Fangora kosztował 37 tys. zł, półtora roku później za wykonany w podobnej technice i z tego samego okresu trzeba było zapłacić 60 tys. zł. Okazuje się, że nie było to dużo, bo dziś ceny prac tego artysty dochodzą do 130 tys. zł.
Słusznym zainteresowaniem cieszą się również prace Tadeusza Dominika i Ryszarda Winiarskiego, które na razie nie szokują cenami - można je kupić za 6-17 tys. zł.
Warto też spojrzeć na nazwiska nieco zapomniane, takie jak: Jan Rubczak, Zbigniew Gostwicki, Kajetan Sosnowski, Marian Bogusz czy Tadeusz Kalinowski. Jednak Sosnowski dał się już zauważyć w ubiegłym roku i ceny jego prac gwałtownie skoczyły w górę. "Erotyk" tego artysty sprzedał się za 38 tys. zł.
Piotr Lengiewicz, prezes Domu Aukcyjnego Rempex, podkreśla potencjał inwestycyjny młodszych artystów, urodzonych w latach 60. i 70. - Zostali już zauważeni na rynku, a ceny ich prac jeszcze nie szokują - przekonuje. Dodaje też, że ze sztuki współczesnej najchętniej kupowane są formy naśladujące kubizm.
Inwestując w sztukę, należy pamiętać, że nie powinno się kupować wyłącznie dzieł jednego artysty. Za taką kolekcję trudno uzyskać dobrą cenę. Rynkiem sztuki rządzą chwilowe mody, więc nigdy nie wiadomo, czy prace malarza, na które postawiliśmy, nadal będą pożądane.
Warto kupować obrazy malarzy, których prace często wystawiane są na aukcjach. - Artysta pojawiający się rzadko zawsze sprzedaje się gorzej - zauważa Zofia Szukalska, prezes Agra Art.

Złoto znów w cenie
Sztuka jest inwestycją długoterminową, a w dodatku mało płynną. Nigdy nie wiadomo, czy na dzieło, które będziemy chcieli spieniężyć, szybko znajdzie się amator. Osoby, które chcą mieć pewność, że odzyskają swoje oszczędności, gdy nieoczekiwanie pojawi się taka potrzeba, powinny część portfela inwestycyjnego przeznaczyć na złoto. Kruszec ten drożeje niemal z miesiąca na miesiąc (nie licząc załamania w maju ubiegłego roku). Pod koniec grudnia za uncję płacono na światowych giełdach 635,7 dol., w Polsce - 1850,20 zł.
Miesiąc później było to już odpowiednio 650,50 dol. i 1937 zł. Amerykańscy analitycy twierdzą, że bariera 700 dolarów za uncję zostanie przekroczona w ciągu najbliższych kilku tygodni.
Kurs złota jest niezależny od notowań papierów wartościowych czy nieruchomości, a ujemnie skorelowany z kursem dolara. Tak więc złoto drożeje, gdy ameryk
ańska waluta traci na wartości. Na jego notowania mają również wpływ wojny i napięcia społeczne.
W kruszec najlepiej jest więc inwestować, gdy na świecie panuje względny spokój, a kurs jest w miarę stabilny. Zyski pojawiają się wówczas, gdy pojawia się napięcie polityczne lub szaleje inflacja.
Dopóki więc Irak nie zaskoczy niczym nowym, sytuacja powinna sprzyjać notowaniom. Zwłaszcza że w USA nasila się obawa wzrostu inflacji i rosną ceny ropy naftowej. Hossę na rynku napędzają też banki centralne, które, jak wynika z danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zwiększają swoje rezerwy złota. Tylko w ciągu ostatnich 3 miesięcy o 41 ton.

Złoto powinno się kupować nie w postaci biżuterii, ale sztabek lub monet lokacyjnych nazywanych "bullionowymi", ponieważ w razie potrzeby biżuterię trudniej sprzedać. Pierwszą na świecie monetą lokacyjną były południowoafrykańskie Krugerrandy, które zresztą do dziś cieszą się wielkim powodzeniem wśród inwestorów.
W Polsce są to emitowane przez NBP złote monety uncjowe przedstawiające orła bielika. Wartość rynkowa monet lokacyjnych zależy przede wszystkim od zawartości złota, a więc i cen kruszcu na światowych rynkach. Moneta stuzłotowa (1/4 uncji) kosztuje 781,97 zł.
W złoto można inwestować również pośrednio poprzez fundusze inwestycyjne. W ofercie funduszy zagranicznych jest MLIIF World Gold Fund, a rodzimych TFI - Investor Gold zarządzany przez Investors TFI. Fundusz ten lokuje aktywa w spółkach, które działają w branży poszukiwania, rozwoju i eksploatacji złóż metali szlachetnych. Tylko w styczniu tego roku zarobił ponad 29 proc. Niestety, nie wszyscy mają możliwość wykorzystania tych wzrostów. Investor Gold jest bowiem funduszem zamkniętym, w który można zainwestować tylko w trakcie subskrypcji. Trzeba też mieć co najmniej dziesięć tysięcy złotych.

Cenny bilon
Zarabiać można też, i to całkiem nieźle, na monetach kolekcjonerskich. Ich wartość z biegiem lat jest znacznie większa niż wartość zawartego w nich kruszcu. Narodowy Bank Polski emituje złote monety o nominałach 100 zł i 200 zł, srebrne o nominałach 10 zł i 20 zł oraz monety niekruszcowe o nominale 2 zł. Wielkość emisji monet kolekcjonerskich wynosi od tysiąca sztuk w przypadku monet złotych do kilku milionów sztuk w przypadku monet niekruszcowych. Najdroższe i najszybciej zyskujące na wartości są monety złote i srebrne emitowane w kilku seriach: Poczet królów i książąt polskich, Polscy podróżnicy i badacze, Zwierzęta świata, Zabytki kultury materialnej w Polsce, Sport i polscy malarze XIX i XX wieku.
Wyemitowane w 2005 r. 100 zł z Augustem II Mocny dziś jest droższe o 133 proc., a 100 zł upamiętniające Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej z 2006 r. zdrożało już o 50 proc. Monety kolekcjonerskie drożeją więc szybciej od monet lokacyjnych. Można je zamówić w portalu e-Numizmatyka.pl, oferującym również roczne abonamenty na monety, czyli gwarancję ich zakupu. Zysk z abonamentu za 2006 rok wyniósł 36 proc.
Zarabiać na złocie można również dzięki akcjom kopalni złota lub kontraktom terminowym. W ich kupnie pomogą pracownicy biur maklerskich, np. BRE Banku czy BOŚ. W pierwszym można zainwestować w akcje dowolnej spółki na świecie, natomiast drugi ma w ofercie kontrakty terminowe na złoto i srebro. Należy jednak pamiętać, że akcje, a zwłaszcza kontrakty terminowe, są obarczone dużym ryzykiem. Inwestycje alternatywne powinny być więc jedynie uzupełnieniem portfela inwestycyjnego, a nie jego podstawą.

Źródło: Newsweek, dodatek "VADEMECUM INWESTORA" Numer 09/07 autor: Ewa Bednarz



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz